Badanie Vegatestem, wieloletni specjalista

Loic Le Ribault opracował kurację przeciwko artretyzmowi i wielu innym schorzeniom opartą na organicznym krzemie, czym naraził się koncernom farmaceutycznym,
które próbują zniszczyć go, widząc w nim zagrożenie dla swoich zysków.

 

Będę kontynuował rozprowadzanie OS5 wbrew wszelkim przeszkodom. Robię to dla tych pacjentów, których miałem możliwość i honor leczyć, których opuściła współczesna medycyna niezdolna ich uzdrowić i u których skutki konwencjonalnego leczenia okazały się gorsze od skutków samej choroby.

Loic Le Ribault

Loic Le Ribault, najbardziej znany biegły sądowy i badacz krzemionki, rezyduje w nieco obskurnym wnętrzu gospody Flying Fish w porcie St. Helier, stolicy wyspy Jersey.1 Z galijskim wzruszeniem ramion i w łamanym języku angielskim wyjaśnia, w jaki sposób ta gospoda stała się jego domem i biurem.

Zna prawie wszystkich w barze, a także kierowców autobusów, miejscowych sklepikarzy i wielu właścicieli łódek cumujących w porcie. Zna ich, ponieważ „leczy ich na tę lub inną chorobę". „Wielu z nich udało mi się wyleczyć z pomocą mojego OS5" -wyjaśnia.
 
Siedząc w gospodzie Flying Fish, pijąc bitter (gatunek gorzkiego angielskiego piwa - przyp. tłum.) i paląc od czasu do czasu Gauloise'y, Le Ribault nie wygląda na kogoś, kto został wygnany z Francji za to, że odkrył i rozprowadzał lek na artretyzm i wiele innych pospolitych dolegliwości.

Pracując w roku 1985 jako niezależny ekspert sądowy francuskiego wymiaru sprawiedliwości, połączył siły ze znanym chemikiem, profesorem Norbertem Duffaut z Uniwersytetu Bordeaux. Mieli nadzieję opracować organiczną krzemionkę, która może mieć według nich szerokie zastosowanie w lecznictwie. Niestety, po dwunastu latach wspólnych badań Daffaut zmarł otruty w podejrzanych okolicznościach - możliwe że było to następstwo prac nad nową terapią. Z kolei Le Ribault przesiedział dwa miesiące we francuskim więzieniu.

Uciekając przed francuską policją, Le Ribault zmuszony był osiąść na wyspie Jersey. W rezultacie jego życie zamieniło się w rozpaczliwe i ryzykowne przedsięwzięcie. Jest to cena, jaką płaci za wejście w konflikt z naukową i medyczną ortodoksją oraz z francuskim establishmentem.
Loic Le Ribault wygląda jak typowy Francuz. Jest flegmatyczny i kiedy nie uśmiecha się, jego gumowata twarz pokrywa się wyrazem zmęczenia życiem, charakterystycznym dla cyrkowych klaunów. Jego mocno zniszczone ubranie, białe jak wata włosy okalające łysą kopułę głowy i łamana angielszczyzna, za którą ciągle przeprasza, tworzą obraz człowieka mądrego, ale roztargnionego. Słuchając go, musimy cały czas pamiętać, że w ciągu ostatnich pięciu lat stracił wszystko, z wyjątkiem rozumu.

WCZESNE OBIETNICE KRYJĄCE SIĘ W ZIARNKU PIASKU


Trzydzieści lat temu, jeszcze jako dwudziestolatek, Loic Le Ribault był obiecującym młodym naukowcem, który miał już na swoim koncie odkrywcze prace opublikowane przez Francuską Akademię Nauk. W roku 1971, mając 24 lata, odkrył nową funkcję elektronowego mikroskopu skaningowego (ESM), która umożliwiła mu obserwację historii ziaren piasku.

Wcześniej elektronowe mikroskopy skaningowe o powiększeniu do 30 000 razy stosowano głównie w biologii i medycynie i nikomu nie przyszło do głowy, aby wykorzystać je do oglądania skał. Za pomocą takiego mikroskopu Le Ribault odkrył, że jest w stanie prześledzić całą historię ziarenka piasku - skąd i z jakiego okresu pochodzi, jak zostało uformowane, dokąd i jak zostało przetransportowane oraz gdzie i jak długo przebywało.

Do momentu ukończenia pracy udało mu się wyodrębnić 250 kryteriów, przy pomocy których można było określać historię piasku. Zakres tych badań stał się później tak rozbudowany, że wyszkolenie naukowca w tym zakresie zajmuje obecnie trzy lata.2

Podejście Le Ribault do analizy i określania próbek piasku miało, zarówno naukowe, jak i praktyczne, zastosowanie i stało się wręcz nieocenioną pomocą w pracach policji. Jeszcze kiedy pracował na uniwersytecie, zgłosiło się do niego FBI i zatrudniło go jako konsultanta sądowego.
 
Pomimo jego wczesnego odkrycia nowego zastosowania elektronicznych mikroskopów skaningowych Ribault miał po uzyskaniu dyplomu trudności z otrzymaniem pracy na uniwersytecie i w roku 1982 założył własne laboratorium mikroskopii elektronowej o nazwie CARME. Bardzo szybko stał się najbardziej znanym sądowym ekspertem naukowym. CARME stało się wiodącym laboratorium wykorzystywanym przez policję, wymiar sprawiedliwości i francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Le Ribault jest pierwszym, który przyznaje, że brak mu dyplomatycznego zmysłu, co więcej, jest ze społecznego punktu widzenia wręcz anarchistą. Ciągłe zmagania z francuskim Ministerstwem Spraw Wewnętrznych przerwały jego dalszą służbę państwu. Dzięki zasługom CARME stał się znany w całym kraju i często wypowiadał się w najbardziej intrygujących sprawach, zarówno kryminalnych, wojskowych, jak i politycznych. Będąc populistą, był chętnie zapraszany przez radio, telewizję i prasę, jak również przez francuskie partie polityczne.
 
„Kiedy miałem CARME, każdego tygodnia ukazywały się w prasie i telewizji historie na mój temat i wszystkie francuskie partie polityczne chciały mieć mnie w swoich szeregach. Udostępniałem wszelkie informacje na łamach prasy i w telewizji. Bardzo często prowadziłem odczyty w szkołach i na uniwersytetach".

Francuskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i policja zdawały się być bardzo nieufne wobec nonszalanckiego geniuszu Le Ribault, jak również jego kontroli nad opiniami sądowymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, i to mimo jego doskonałej opinii jako biegłego sądowego. Mówi, że Państwo Francuskie często traktowało go jak swojego naukowca a jego laboratorium jak laboratorium Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
 
Kariera Le Ribault jako najbardziej znanego we Francji naukowca sądowego załamała się nagle, kiedy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych postanowiło zintegrować swoje własne regionalne laboratoria sądowe wyposażone w mikroskopy elektronowe. W rezultacie Le Ribault stracił swoje zatrudniające 30 ludzi laboratorium oraz dom, który zastawił, aby je utrzymać.

Będąc odpornym psychicznie, zaadaptował się do nowego sposobu życia. Zamieszkał w domu rodzinnym i wrócił do swojej pierwszej miłości - krzemionki. Jeszcze w roku 1972, w czasie gdy pracował nad piaskiem z pomocą elektronowego mikroskopu skaningowego, dokonał interesującego odkrycia. Była nim pokrywająca powierzchnię niektórych ziaren piasku, zawierająca mikroorganizmy, warstwa rozpuszczalnej w wodzie amorficznej krzemionki. Odkrył, że te mikroorganizmy i ich pozostawiane na piasku wydzieliny zawierają organiczną krzemionkę. Krzemionka organiczna różni się od swojej formy mineralnej, z której składa się większość ziemskiej skorupy, tym, że zawiera węgiel i jest łatwo przyswajalna przez zwierzęta. W roku 1975 Le Ribault udało się opracować metodę pozyskiwania tej krzemionki z powierzchni piasku.

Jego odkrycie zostało zaakceptowane przez naukowy establishment, a prace opublikowane przez Francuską Akademię Nauk. Do tego czasu badania organicznej krzemionki trwały już od 50 lat i niektóre z nich rozbudziły nadzieje na jej terapeutyczne zastosowanie. W swoich pierwszych pracach prowadzonych pod kątem geologicznym Le Ribault nie brał pod uwagę zdrowotnego zastosowania krzemionki, ale na początku lat osiemdziesiątych, badając jej organiczne pozostałości, odkrył, że po zanurzeniu rąk w roztworze organicznej krzemionki pozbył się łuszczycy. Od tego momentu skoncentrował się na leczniczych własnościach krzemionki.

OD POLUTANTU DO NIEZBĘDNEGO SKŁADNIKA POKARMOWEGO


Krzemionka jest zasadniczym składnikiem żywej materii. Znajduje się w tkankach ciała, gruczole grasicy, wyściółce naczyń, gruczołach dokrewnych, wątrobie, śledzionie, trzustce i w znacznych ilościach we włosach. Wraz ze starzeniem się organizm traci jej zapasy i nie jest w stanie uzupełnić ich ze źródeł znajdujących się poza organizmem, ponieważ jest tam głównie krzemionka mineralna.

Początkowo sądzono, że krzemionka jest w najgorszym przypadku skażeniem organizmu przez środowisko, a w najlepszym elementem, który bardzo szybko przemieszcza się w organizmie i zostaje wydalony. Te poglądy bazowały głównie na obserwacjach krzemionki mineralnej, która w formie pyłu i drobnych cząstek powoduje pewne schorzenia, takie jak na przykład sylikoza (krzemica).

Krzemionka w formie mineralnej była stosowana do celów leczniczych, lecz jest absorbowana przez organizm w niewystarczający sposób. Tradycyjnie zajmuje miejsce w panteonie leków ziołowych - występuje w skrzypie i niektórych warzywach.

Prowadzone od lat trzydziestych prace nad absorbowanymi przez organizm minerałami wykazały niezbicie, że organiczną krzemionkę należy traktować jako zasadniczy składnik odżywczy, zarówno dla zwierząt, jak i ludzi.3 Jest konieczna we wczesnym stadium wapnienia kości i skorup u zwierząt i jej niedostatek powoduje zmiany i nieprawidłowości w rozwoju kośćca. Zauważono również, że krzemionka odgrywa częściowo rolę w kształtowaniu komórek tworzących ściany naczyń krwionośnych. I co prawdopodobnie najważniejsze, okazało się, że krzemionka wpływa bezpośrednio i buduje dużą część tkanki łącznej oraz chrząstek, które pełnią ważną rolę w stawach i chorobach, które je trapią.

Prowadzone w latach siedemdziesiątych badania wykazały, że uzupełnianie krzemionki pomaga we wzroście kości i chrząstek. W roku 1993 pojawiły się doniesienia, że leczenie krzemionką może stymulować formowanie się kości. Przed końcem lat dziewięćdziesiątych preparaty krzemionkowe były stosowane przez niektóre firmy farmaceutyczne w opatrunkach na rany i oparzenia, ponieważ odkryto, że krzemionka goi rany szybciej i ma zdolność stabilizowania oparzeń.4,5

NORBERT DUFFAUT - CZŁOWIEK „Z KSIĘŻYCA"


W roku 1982 Le Ribault rozpoczął współpracę z profesorem Norbertem Duffaut, chemikiem i badaczem z CNRS (Krajowy Ośrodek Badań Naukowych) przy Uniwersytecie Bordeaux. W roku 1957 Duffaut zsyntetyzował molekułę organicznej krzemionki, którą mógł absorbować ludzki organizm. W odróżnieniu od Le Ribault Duffaut stosował swoją organiczną krzemionkę jak środek leczniczy, udzielając pomocy swoim pacjentom od momentu jej odkrycia w latach pięćdziesiątych. Podobnie jak Le Ribault Duffaut przywiązywał niewielką wagę do prac naukowych poświęconych krzemionce, ponieważ był przekonany, że wyprzedza innych na tym polu.

W czasie gdy Le Ribault i Duffaut spotkali się po raz pierwszy, Duffaut leczył już ludzi od wielu lat i był dobrze znany w południowo-zachodniej Francji, a nawet w Paryżu. Duffaut opracował NDR (Norbert Duffaut Remedy - Lek Norberta Duffaut) i wyprodukował wiele jego litrów dla tysięcy pacjentów.

Duffaut nie prowadził żadnych rejestrów przeprowadzonych transakcji, być może żeby uniknąć wtrącania się agencji odpowiedzialnych za dopuszczanie leków na rynek albo ze zwykłej przekory. „Odmawiał dokumentowania czegokolwiek, co robił" - twierdzi Le Ribault - „i zwykł mawiać: «Mamy rację i w końcu wygramy»".

Pod koniec roku 1958 Duffaut rozpoczął pracę kliniczną z ga-stroenterologiem, drem Jacques'iem Janetem, i przystąpił do leczenia ludzi, zdając sobie sprawę, że prace z zakresu sercowo-na-czyniowego oraz krążenia krwi stanowią najważniejsze zadanie, jeśli chodzi o organiczną krzemionkę. W latach sześćdziesiątych pracował z drem Ragerem, chirurgiem naczyniowo-sercowym, który stosował organiczną krzemionkę w procesie pooperacyjnego gojenia.

W roku 1967 Francuska Akademia Medycyny przyznała drowi Ragerowi Nagrodę J. Levy'ego Brickera za prace z zakresu stosowania organicznej krzemionki w leczeniu człowieka. W wyniku jego prac udało się również ustalić, że organiczna krzemionka pomaga pacjentom chorym na raka lepiej znosić chemioterapię.

Le Ribault i Duffaut łączyło coś więcej niż tylko zainteresowanie krzemionką. Sześćdziesięcioletni Duffaut był przez wielu uważany za człowieka bardzo trudnego we współżyciu. Le Ribault mówi o nim ze smutkiem, ale z domieszką swoistego humoru:
„Był jeszcze gorszym dyplomatą niż ja, znacznie gorszym! Czy to możliwe? Był nieznośny. Uważał, że system składa się z durniów i oczywiście miał rację, jednak mówił im to przy każdej okazji. Był ekscentrykiem, bardzo wielkim indywidualistą. Wydaje mi się, że byłem jedyną osobą zdolną do pracy z nim".

Podobnie jak Le Ribault Duffaut również starał bronić się humorem przed głębszymi konfliktami,
„Duffaut był bardzo mądrym człowiekiem, prawdziwym geniuszem, chemikiem wysokich lotów, który bez przerwy podśpiewywał, żartował i uśmiechał się - cały dzień i codziennie!" - wspomina Le Ribault.

Duffaut był całkowicie oddanym pracy naukowej kawalerem, odciętym od monotonii codziennego życia do tego stopnia, że Le Ribault żartował z niego, mówiąc, że chyba „spadł z Księżyca".

W momencie poznania Le Ribault Duffaut testował terapeutyczne własności swojej syntetycznej krzemionki już od 15 lat i często oferował bezpłatnie swój wynalazek Francji i jej organizacjom badawczym. Wszystkie jego wysiłki spotykały się z całkowitą obojętnością.
 
W roku 1985 Duffaut i Le Ribault wystąpili o międzynarodowy patent na terapeutyczne zastosowanie organicznej krzemionki, a w roku 1987 złożyli, podobnie jak wielu innych znanych naukowców spoza firm farmaceutycznych, wniosek do ministerstwa z prośbą o poddanie ich odkrycia próbom na osobach cierpiących na choroby związane z AIDS.

Byli tak zdeterminowani, aby skłonić rząd do uznania uzdrawiających własności krzemionki, że swoje wystąpienie i dane świadczące o zasadności swojego wniosku przekazali samemu ministrowi, jednak nie uzyskali odpowiedzi.

W listopadzie 1993 roku sąsiedzi znaleźli Duffaut martwego w łóżku, kiedy zorientowali się, że przez cały dzień nie wychodził z domu. Mimo iż Duffaut miał już ponad siedemdziesiąt lat i zmarł w swoim łóżku, przeprowadzono sekcję zwłok i zna-
leziono w jego organizmie cyjanek potasu. Chociaż nie znaleziono żadnego listu i mimo iż jeden ze świadków widział Duffaut dzień wcześniej w bardzo dobrym nastroju, policja orzekła że popełnił samobójstwo.

Początkowo Le Ribault zaakceptował wersję samobójstwa swojego kolegi, ale później zaczął mieć wątpliwości. Zastanowiło go, dlaczego będący znakomitym chemikiem Duffaut wybrał do popełnienia samobójstwa cyjanek potasu, wiedząc, że spowoduje on bardzo bolesną śmierć. Zapiski Duffaut pochodzące z okresu tuż przed jego śmiercią dowodzą wyraźnie zniechęcenia, które wynikało z ciągłego rozczarowania i frustracji. Jego ostatnie notatki zawierały zdanie: „Władze potępiły moje odkrycie, nie zadając sobie trudu, aby je zweryfikować".

BADANIA LECZNICZYCH WŁASNOŚCI ORGANICZNEJ KRZEMIONKI


W trakcie wspólnej pracy z Duffaut, Loic Le Ribault wpadł na kilka pomysłów dotyczących terapeutycznego stosowania organicznej krzemionki. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych starał się uczynić organiczną krzemionkę, której Duffaut używał do kompresów, zdatną do picia.
 
„Jedna z największych trudności polegała na uczynieniu G5 zdatną do picia. Roztwór, jaki stworzyliśmy, był lekko toksyczny, można go było stosować zewnętrznie, ale nie nadawał się do picia. Jego toksyczność nie była większa od toksyczności czerwonego wina, lecz chciałem, żeby był całkowicie nietoksyczny. Mimo iż Le Ribault odkrył uzdrawiające własności organicznej krzemionki po przygodzie ze swoją łuszczycą, miał wątpliwości co do wartości terapeutycznej swojego odkrycia, jednak po dwóch lub trzech latach pracy z szeregiem lekarzy, którzy wykorzystywali jego odkrycie w leczeniu swoich pacjentów, i po latach współpracy z Duffaut, uznał, że nadszedł czas, aby przesłać do Ministerstwa Zdrowia dokumentację z prośbą o przeprowadzenie testów, zobowiązując się jednocześnie bezpłatnie dostarczyć roztwór.

Nie otrzymał żadnej odpowiedzi na szereg swoich pism. Prywatne leczenie pacjentów nie było zgodne z poglądami Le Ribault i Duffaut na sprawę opieki zdrowotnej i obaj chcieli, aby to rząd francuski zajął się organiczną krzemionką.

Do połowy lat dziewięćdziesiątych Le Ribault i Duffaut leczyli razem ponad 10000 ludzi, najpierw kompresami z krzemionki organicznej, a następnie tonikiem do picia.

Zdeterminowany upublicznić swoje odkrycia Le Ribault zaaranżował spotkania w Ameryce z prezesami głównych firm farmaceutycznych, po czym udał się do Kanady, a na koniec objechał Francję jak długa i szeroka.

Wszyscy, z którymi się spotykał, wykazywali zainteresowanie i większość zapowiadała, że skontaktują się z nim za kilka tygodni. Obecnie wyznał: „Czekałem piętnaście lat na odpowiedź". Przedstawiciel jednej z firm farmaceutycznych zaofiarował mu milion funtów za milczenie w sprawie tego odkrycia.

REGULUJĄCE MOLEKUŁY


Pracując samodzielnie od końca 1994 roku nad wodną zawiesiną organicznej krzemionki, którą nazwał G5, Le Ribault rozpoczął w końcu jej produkcję i zaczął rozprowadzać wśród ludzi mających problemy ze zdrowiem. Będąca naturalną, nietoksyczną substancją G5 nie wymagała jego zdaniem specjalnej licencji. Uważał, że jest to swego rodzaju tonik lub dietetyczny dodatek.

To, kto płaci za sprawdzenie nowych produktów medycznych opracowanych poza firmami farmaceutycznymi, stanowi poważny problem w Ameryce i Europie. Na pograniczu różnych rodzajów terapii medycznych toczy się stała wojna. Terapie opracowane poza firmami farmaceutycznymi są pod ich stałym obstrzałem. Głównymi agresorami w tej wojnie pozycyjnej są firmy farmaceutyczne. Posiadając wiernych sojuszników w postaci agencji nadzorczych, uniwersyteckich oddziałów badawczych, szpitali i mediów, farmacja realizuje strategię ograniczania liczby dostępnych legalnie ziół i cały czas dąży do ograniczenia dostępności witamin i dodatków do żywności.

Dysponujące dużym kapitałem firmy farmaceutyczne mogą pozwolić sobie na konkurowanie ze sobą. Stacje na wydawanie setek tysięcy, a nierzadko milionów, funtów na prowadzenie prób i sporządzanie specjalistycznych opracowań przeznaczonych dla agencji nadzorujących, aby ułatwić im ocenę nowych leków. Po uzyskaniu licencji stosują agresywną strategię marketingową, ochronę patentową, a nierzadko „nieuczciwe praktyki", aby zachować przewagę w procesie rywalizacji.

Zielarze, homeopaci, żywieniowcy i terapeuci, którzy stosują pozafarmaceutyczne środki i których nie stać na wynajęcie laboratoriów do prowadzenia prób, są zmuszeni do wprowadzania na rynek i stosowania swoich terapii bez możliwości reklamowania swoich polepszających zdrowie terapii.

Niewielu innowatorów ma tyle szczęścia, że udaje się im uzyskać specjalną nagrodę przyznawaną przez FDA (Food and Drug Administration - Urząd ds. Żywności i Leków) w USA oraz przez Agencję Kontroli Leków lub DEFRA (Department for Emdronment, Food and Rural Affairs - Departament Środowiska, Żywności i Spraw Rolniczych) w Wielkiej Brytanii, która zwalnia te naturalne terapie z obowiązku uzyskiwania licencji.6 Akceptacja tych nietypowych terapii ma charakter nieregularny i przypadkowy i prawdopodobnie zależy od tego, czy istnieje konkurencja ze strony produktów przemysłu farmaceutycznego.

Konkurencyjny, finansowy i profesjonalny charakter cenzury realizowanej przez ponadnarodowe koncerny i lekarzy w stosunku do nowości z zakresu medycyny naturalnej w dolnej części rynku opieki zdrowotnej wytworzył kategorię „nielegalnych" interesów i uczynił kryminalistami niektórych lekarzy, naukowców i terapeutów, ale chyba jeszcze ważniejsze jest to, że chroniące farmaceutyki zasady i polityka uczyniły również kryminalistami wielu pacjentów. Odmawiając pacjentom swobody wyboru terapii, prawo i powołane do jego ochrony agencje zmusiły niektórych z nich do zejścia do podziemia opieki zdrowotnej.

To właśnie z powodu tej farmaceutycznej ochrony, korzystnych dla farmacji zasad i niejasnej polityki zmęczony brakiem zainteresowania ze strony władz i jednocześnie rozgniewany z powodu dziwnej śmierci swojego kolegi Le Ribault wystąpił w roku 1994 z G5. Jego zdecydowanie, aby przeciwstawić się wielkim firmom i ustalającym zasady agencjom, całkowicie zrujnowało jego życie.

ROZGŁOS I KONSPIRACJA


Wkrótce po rozpoczęciu w czerwcu 1995 roku przez Le Ribault dystrybucji G5 skontaktował się z nim dziennikarz magazynu Sud-Ouest Dimanche, Jean-Michel Graille, i poprosił go o zgodę na napisanie artykułu na temat jego odkrycia. Dziesięć lat wcześniej Graille napisał książkę Dossier Priore: une nouvelle affaire Pasteur? (Akta Priore'a - czyżby nowa afera Pasteura?).1
 
Za zgodą swojego wydawcy Graille przez cztery miesiące towarzyszył Le Ribault, obserwując jego pracę jako naukowca, wynalazcy i przedsiębiorcy. Po początkowym sceptycyzmie, Graille w pełni przekonał się do leczniczych własności preparatu G5. W październiku 1995 roku magazyn Sud-Ouest Dimanche opublikował pięciostronicowy reportaż omawiający prace Le Ribault oraz blokowanie jego odkrycia.

Ten artykuł wywołał niezwykłe skutki, które doprowadziły Le Ribault do nie kontrolowanego konfliktu z władzami sądowniczymi i innymi ukrytymi, siłami.

Tuż po ukazaniu się artykułu do Le Ribault zgłosiło się 35 000 pacjentów, dzwoniąc lub pisząc listy. Został zmuszony do wynajęcia hotelu i poproszenia naukowców, lekarzy i przyjaciół o pomoc w posortowaniu wszystkie tych próśb i wezwań. Magazyn Sud-Ouest Dimanche musiał zatrudnić ośmiu pracowników do odpowiadania na telefony. Miejscowa centrala telefoniczna zatkała się i linie łączące z posterunkami policji i pocztą były nieczynne przez kilka dni.

W ciągu trzech miesięcy od opublikowania artykułu Le Ribault robił, co mógł, aby pomóc tysiącom ludzi, którzy zwrócili się do niego o pomoc. W rezultacie tych próśb obroty okolicznych aptek spadły o jedną trzecią.

Artykuł wywołał również inne, bardziej groźne skutki. Le Ribault utrzymuje, że po jego ukazaniu się inne gazety zostały ostrzeżone przed publikowaniem dalszych artykułów na ten temat. Grożono mu utratą życia, włamano się do jego domu i zastraszano jego współpracowników. Pewna kobieta w średnim wieku, która pomagała mu od lat, została poważnie zraniona i przez godzinę była trzymana w jego domu jako zakładniczka. Le Ribault i jego kolega rozpoznali napastnika, marsylskiego kryminalistę, który próbował wymusić na nim upoważnienie do rozporządzania G5. Mimo zgłoszenia napadu policja nic nie zrobiła w tej sprawie. Na skutek zmowy lub oportunizmu o kryminalnym charakterze firmy zaczęły nagle występować z roszczeniami, twierdząc, że stosują organiczną krzemionkę w swoich terapiach. Wiele z nich posługiwało się nazwiskami i zdjęciami Le Ribault i Duffaut, a nawet ich sfałszowanymi podpisami. Rynek zalały nielegalne próbki G5 opatrzone cytatami z artykułu Graille'a. Le Ribault oglądał później analizę tych produktów wykonaną przez publiczne laboratoria, które dowodziły, jak twierdzi, że była to po prostu woda, krzemionka mineralna lub niebezpieczna, nie ustabilizowana odmiana organicznej krzemionki. Le Ribault nie miał nic wspólnego z tymi historiami, ale w styczniu roku 1996, po szeregu pozornie autentycznych skarg dotyczących tych fałszywych produktów (dziś powiedzielibyśmy „podróbek"), Rada Lekarska i Rada Farmakologiczna, instytucje chroniące interesy lekarzy i farmaceutów w całej Francji, skierowały skargę przeciwko Le Ribault, żądając przeprowadzenia dochodzenia przez sędziego pokoju w związku z prowadzeniem przez niego nielegalnej praktyki medycznej i farmakologicznej. Nie znający niuansów gier politycznych Le Ribault był początkowo zadowolony z wniesionej skargi: „...to było coś, czego się spodziewałem. Uważałem, że teraz sąd zobowiąże kogoś do przeprowadzenia prób". Le Ribault miał jeszcze około sześciu miesięcy do rozpoczęcia przesłuchań.
 
Znalazłszy się w ogniu oskarżeń, Le Ribault nie zorientował się, że rozpoczęła się zmasowana kampania, której celem było położenie kresu terapeutycznemu stosowaniu jego preparatu. Jego zagubienie i niepowodzenia pogłębiła śmierć w kwietniu 1996 roku Jeana-Michela Graille'a. Będąc przypuszczalnie jego najbardziej wytrwałym publicznym zwolennikiem, Graille zmarł nagle w wieku pięćdziesięciu lat na udar, w czasie gdy odpoczywał w swoim ogrodzie.

WYJAZD NA ANTIGUI-


Le Ribault z pewną dozą rozbawienia wspomina swoją naiwność i niebezpieczeństwa, przed którymi stanął. Najbardziej autoironiczna historia dotyczy kulis jego wyjazdu na wyspę Antigua.
 
Po opublikowaniu artykułu Graille'a wiele osób przesłało mu pieniądze (łącznie około pół miliona funtów), aby wspomóc go w budowie Wnuki. Wśród rekinów, które nagle pojawiły się, chcąc uszczknąć z tych pieniędzy coś dla siebie, znalazła się grupa biznesmenów, która chciała doradzać mu w założeniu spółki. Naiwnie posłuchał ich rady i przekazał kontrolę nad spółką kandydatowi zasugerowanemu przez tę grupę biznesmenów.
Po okresie dyskusji i planowania Le Ribault oświadczono, że nawiązane zostały kontakty i otwarto konta bankowe z myślą o budowie jego kliniki na wyspie Antigua. Ponieważ w czasie włamania do jego domu skradziono mu paszport, wyruszył na Antiguę potajemnie z biletem opłaconym przez spółkę poprzez podległą Francji Martynikę. Kiedy już wylądował na An-tigui, okazało się, że nikt tam na niego nie czeka. Zdał sobie wówczas sprawę, że znalazł się sam po drugiej stronie świata bez paszportu, bez znajomości języka angielskiego, bez pieniędzy i bez przyjaciół.
 
„Oświadczono mi, że na Antigui będzie na mnie czekał sam premier z paszportem dyplomatycznym i że wolno mi będzie poruszać się po tym kraju bez ograniczeń. Oświadczono mi również, że jest tam otwarte konto bankowe na moje nazwisko i że wszystko jest gotowe do otwarcia kliniki. Oczywiście, kiedy tam dotarłem, nikt na mnie nie czekał. Miałem ze sobą tylko trzy małe butelki G5".
 
Z natury zaradny Le Ribault zaczął leczyć bogatych oraz podstarzałych i często artretycznych właścicieli łodzi, kiedy codziennie wracali z rejsów wokół wyspy. Pod koniec pierwszego dnia miał już w kieszeni sto funtów i był umówiony na spotkania z pacjentami na cały tydzień. Tydzień później miał już tyle pieniędzy, że mógłby swobodnie udać się w podróż powrotną do Francji, gdyby miał na to ochotę. Dzięki własnej przedsiębiorczości nawiązał na Antigui kontakty, które miały tam być już nawiązane, kiedy tam przyjechał.

„Uzyskałem od premiera zezwolenie na otwarcie ośrodka lekarskiego. Miałem dwa rodzaje pacjentów. W dzień leczyłem miejscowych mieszkańców, którzy nie mieli pieniędzy i płacili za leczenie tym, na co ich było stać - przynosili mi ryby, jarzyny i inne rzeczy. Wieczorami udawałem się do dużych hoteli zapchanych turystami milionerami, aby leczyć ich z oparzeń słonecznych. Każdego dnia miałem od dwudziestu do czterdziestu turystów do leczenia. G5 uśmierza ból po oparzeniu słonecznym w ciągu pięciu minut, a w ciągu godziny całkowicie likwiduje jego skutki. Nauczyłem barmanów z hotelowych barów, jak stosować G5, którzy od tego czasu każdego wieczora aplikowali turystom okłady".

W czasie pobytu na Antigui narastało w nim rozczarowanie własną ojczyzną. Kiedy uzyskał od władz Antigui zgodę na produkq'ę i stosowanie G5, sprawił, że francuska prasa zaczęła stawiać niewygodne pytania dotyczące jego sprawy we Francji. Stosowana przez Le Ribault polityka wprawiania w zakłopotanie władz miała go drogo kosztować. Dwa dni po poruszeniu przez gazety jego sprawy francuska policja dokonała najazdu na dom jego osiemdziesięciopięcioletniej matki i poddała ją pięciogodzinnemu przesłuchaniu. Starsza pani, która była do tego czasu zdrowa i sprawna, po przesłuchaniu rozchorowała się i już nie odzyskała zdrowia - zmarła dwa tygodnie później.

Policja oświadczyła matce Le Ribault, że został wydany nakaz jego aresztowania i że poszukuje nie tylko dokumentów dotyczących G5, ale również laboratorium sądowego CARME. Le Ribault sądzi, że jego kłopoty z G5 rozpoczęły się, kiedy policja zaczęła obawiać się o potencjalne przecieki informacji dotyczących prowadzonych przez nią drażliwych spraw.

Śmierć matki mocno dotknęła osamotnionego na Karaibach Le Ribault, który był oburzony postępowaniem policji. Nie ukrywał się na Antigui, zaś sędzia prowadzący przeciwko niemu dochodzenie miał numer jego faksu, telefonu oraz adres.
 
„Policja wiedziała, że moja matka jest bardzo stara i zmęczona. Przypuszczam, że kiedy zmarła, doszli do wniosku, iż pojawię się na pogrzebie, gdzie będą mogli mnie aresztować".

ARESZTOWANIE I UWIĘZIENIE WE FRANCJI


W listopadzie 1997 roku Le Ribault postanowił wrócić do Francji, aby odzyskać swoje dokumenty, które były mu potrzebne do dalszej pracy na Antigui. Wiedząc, że jest poszukiwany przez policję, postanowił wrócić w tajemnicy.

„Moim zamiarem było pokazanie narodowi francuskiemu zezwolenia, jakie uzyskałem na Antigui, w nadziei, że uda mi się uzyskać podobne we Francji. Odwiedziłem lekarzy i szereg innych sympatyków, którzy, jak mi się wydawało, mogliby mi pomóc w tej sprawie.

Chociaż Le Riboult ukrywał się przebywając we Francji, dwaj jego przyjaciele zaproponowali mu wygłoszenie dla wąskiego grona pogadanki na temat G5 i w tajemnicy przed nim powiadomili policję o mającym odbyć się spotkaniu z zamiarem zainteresowania mediów jego sprawą. Aby go uspokoić, powiedzieli mu, że gdy pojawi się policja, zostanie szybko zabrany w bezpieczne miejsce, zaś obecni na odczycie sympatyzujący z nim dziennikarze zostaną tam i później zrelacjonują całe zdarzenie.

W trakcie wydarzeń, które nastąpiły, Le Ribault został szybko zabrany, lecz nie przez przyjaciół, ale przez uradowany pościgowy oddział poliq'i.
Taki był początek najbardziej przygnębiającej części wojaży Le Ribault.

„Z miejsca trafiłem do aresztu. Najpierw zabrano mnie na posterunek Regionalnego Oddziału Kryminalnego w Bordeaux, skąd policja zadzwoniła do sędziego zajmującego się moją sprawą, którernu oświadczyła: «Zwycięstwo! Złapaliśmy Le Ribault»".
 
Sędzia odmówił przesłuchania go tego samego dnia i w rezultacie przewieziono go do więzienia Gradignan.
       
Nazajutrz dostarczono go przed oblicze sędziego, który dokonał dziesięciominutowego przesłuchania. Mimo iż jedynym zarzutem przeciwko niemu była, jak sądził, cywilna skarga Rady Lekarskiej i Rady Farmaceutów, sędzia zarządził osadzenie go w więzieniu. W odpowiedzi na protesty adwokata dowodzącego, że w więzieniu będzie on narażony na niebezpieczeństwo ze strony ludzi, których pomagał oskarżać, sędzia zawyrokował, że będzie trzymany w całkowitym odosobnieniu (izolatce).

Tym, co zaniepokoiło Le Ribault, był brak określenia czasu, na jaki zostaje osadzony w więzieniu. Sędzia, który najwyraźniej „budował sprawę", oświadczył tylko, że w związku ze zbliżającym się Bożym Narodzeniem, jego terminarz jest bardzo napięty i nie będzie miał możliwości szybkiego poprowadzenia sprawy. Le Ribault mocno zaniepokoiło również to, że sędzia, który został wyznaczony do prowadzenia jego sprawy, był jednym z tych, którzy byli jego klientami, gdy pracował dla policji jako biegły sądowy. Zdaniem Le Ribault był znany w całym Bordeaux jako „szalony, bardzo dziwny i bardzo niebezpieczny".

W dniu, w którym go aresztowano, usunięto mu pięć zębów. Osadzony w całkowitym odosobnieniu nie tylko znalazł się w bardzo uciążliwej sytuacji, ale nie mógł również jeść. W środku zimy, przy szalejących na zewnątrz śnieżycach i przy braku ogrzewania wewnątrz, przebywał w odosobnieniu w celi, która prawie nie miała szyb w oknach. Odmroził sobie dwa palce jednej ręki i obie stopy, przez co miał kłopot ze zrobieniem nawet kilku kroków.

„Zimno stanowiło najgorszy problem, nawet większy od tego, kiedy zostanę zwolniony".
 
Cierpienia, jakich Le Ribault doznał w tymczasowym areszcie we francuskim więzieniu, przypominają przypadek Sołżenicyna. Podobnie jak w wielu innych więzieniach, stary system stał się bezużyteczny lub został zmodyfikowany. Każda cela miała dzwonek na wypadek nagłego wypadku, ale strażnicy wyłączali je z powodu nieustannego hałasu.

Aby uzyskać pomoc, więźniowie musieli wcisnąć kawałek papieru między drzwi i ościeżnicę, żeby można go było zauważyć na korytarzu. System był w porządku, twierdzi Le Ribault, „o ile strażnicy nie mieli nic przeciwko tobie, ale jeśli kogoś nie lubili, to można było czekać nie wiadomo ile". Sędzia zezwolił Le Ribault na odwiedziny tylko dwóch jego przyjaciół, z wyjątkiem jego wspólnika.

UWOLNIENIE I UCIECZKA Z FRANCJI


W czasie drugiego i ostatniego przesłuchania przez sędziego Le Ribault dowiedział się, że ciąży na nim znacznie więcej zarzutów. Do dwóch oskarżeń z powództwa cywilnego doszło dziewięć oskarżeń o przestępstwa kryminalne, takie jak handel substancjami toksycznymi, prowadzenie nielegalnych eksperymentów biologicznych i reklamowanie leku w prasie. Le Rebu-ilt uważał, że te zarzuty są bezpodstawne.

Na zarzut, że nie posiada dyplomu lekarskiego, oświadczył, że doktor nauk jest najwyższym tytułem nadawanym przez francuskie uniwersytety. Zauważył również, że każdy biolog lub podobny mu naukowiec z zakresu nauk przyrodniczych, który nie będąc lekarzem chciałby naśladować Pasteura, zostałby we współczesnej Francji najprawdopodobniej osadzony w więzieniu.

Po aresztowaniu Le Ribault władze wydały szereg oświadczeń dotyczących jego preparatu G5, z których jedno było dla niego bardzo korzystne, stwierdzało bowiem, że ta substancja jest zupełnie nietoksyczna.

W desperackiej próbie uwolnienia Le Ribault jego adwokat złożył do Sądu Najwyższego prośbę o jego uwolnienie.
 
„Zwolniono mnie z więzienia decyzją Sądu Najwyższego, lecz sędziowie zrobili zastrzeżenie i zostawili sobie dwa dni po przesłuchaniu, co oznaczało, że mam przebywać jeszcze przez trzy dni w więzieniu, nie wiedząc, czy zostanę ostatecznie wypuszczony" - oznajmił Le Ribault.
 
Sąd obwarował jego zwolnienie rygorystycznymi warunkami: musiał oddać paszport i meldować się na policji dwa razy w tygodniu.

Po wypuszczeniu z więzienia Le Ribault zatrzymał się u jednego ze swoich przyjaciół, lecz dwa miesiące później inny jego przyjaciel, który pracował w policji, ostrzegł go, że policja jedzie do niego, aby go aresztować. Pięć minut później sześciu policjantów dokonało najazdu na dom, w którym przebywał, obserwując całe zajście z ogrodu.

Potem  przeniósł  się   do  innego przyjaciela, ale już następnego dnia zauważył w pobliżu domu, w którym się zatrzymał, policyjny samochód. Tym razem postanowił udać się do Belgii.

„Dotarcie do belgijskiej granicy, gdzie jeden z przyjaciół, żandarm, ukrył mnie na posterunku policji, zajęło mi miesiąc. Z pomocą policyjnych dokumentów przewiózł mnie przez belgijską granicę. Potem zadzwoniłem do belgijskich przyjaciół i spędziłem cztery miesiące w opuszczonym domu w lesie w Ardenach". Z Belgii Le Ribault udał się potajemnie do Wielkiej Brytanii, a stamtąd na Jersey. Zdawał sobie sprawę, że stał się człowiekiem bez domu i obywatelstwa. Chociaż o tym nie mówi, często musiał zastanawiać się nad swoją obecną sytuacją w świetle swojej wcześniej doskonale rozwijającej się kariery.

„Moi przyjaciele pomagają mi, ponieważ nie mam niczego. Nie mam ani pieniędzy, ani rodziny. Jestem osobą nielegalną, bezpaństwowym cudzoziemcem".
 

CORAZ POSPOLITSZY DRAMAT


Historię dra Loica Le Ribault czyta się jak scenariusz filmu Walta Disneya, w którym naukowiec po dokonaniu w laboratorium czegoś w rodzaju „hokus-pokus" odkrywa „wszystkole-czący eliksir", a następnie jest ścigany z probówką w ręku przez facetów w czarnych kapeluszach.
 
Patrząc z innego punktu widzenia, jego historię należy zaliczyć do kategorii najczarniejszych, będących syntezą współczesnych nam dramatów, w których występuje zaangażowany w sprawy publiczne naukowiec, taki jak bohater książki Ibsena Wróg ludu, niemożliwy do zaakceptowania przez ortodoksyjną społeczność, taktowany jako oszust i szarlatan i ścigany przez chciwych i żądnych władzy ludzi.

Bez względu na to, jak byśmy nie patrzyli na tę historię, z miejsca możemy dostrzec w niej apokryficzną opowieść, która bardzo szybko staje się codziennością.

Naukowiec zajmujący się medycyną lub lekarz zmuszony do pracy poza ortodoksją i jednocześnie poddany potężnym manipulacjom, kpinom, sabotażowi i kryminalizacji staje się interesującą i popularną postacią we współczesnym dramacie jak również w życiu codziennym.
 
Mimo iż etniczne i narodowe szczegóły takich historii dotyczących naukowych dysydentów, bez względu na to, czy zajmujących się BSE (choroba „szalonych krów"), witaminą B6, OS5 (nowa nazwa G5), zimną syntezą, homeopatią lub wiecznotrwałymi żarówkami, różnią się nieco od siebie, to jednak wszystkie one dotyczą współczesnych nam czasów.

Le Ribault uważa, że przyczyną sporu między nim i państwem francuskim jest prawo pacjenta do wyboru terapii.
„Wydaje się" - powiada - „że zapomniano tu o czymś bardzo ważnym. Otóż, to nie władze medyczne powinny decydować o losie chorych ludzi. To sami chorzy, i tylko oni, powinni mieć prawo do takiej decyzji".

Le Ribault uważa, że zrobił wszystko, co mógł zrobić zOS5.

„Mam agentów w wielu krajach i około 100 praktykujących lekarzy, którzy stosują OS5. Codziennie dzwonią do mnie nowi lekarze. Istnieje ogromne zainteresowanie tym środkiem we Francji, Belgii, Irlandii. Szwajcarii i Portugalii... Moim zadaniem jest ulepszanie molekuły, zaś lekarze powinni stosować ją w leczeniu ludzi. OS5 jest legalnie wytwarzany we Francji. To środek nietoksyczny i wysokiej jakości".

Le Ribault wciąż jest zły na rząd francuski, że nie zajął się tym wynalazkiem i nie udostępnił go światu jako uznane międzynarodowo lekarstwo.
„To nie rząd sprawuje rządy" - powiada - „ale ponadnarodowe korporacje i bankierzy, czego dowodem są moje zmaga-nia".0

dokończenie w następnym numerze

0 autorze:
Martin J. Walker jest badaczem, pisarzem i aktywistą. Jest autorem szeregu książek poświęconych sprawom społecznym, w tym Dirty Medianę (Brudna medycyna) i Skewed: Psychiatrie Hegemony and the Manufacture of Mentol lllness (Wypaczenie - hegemonia psychiatrii i produkcja chorób umysłowych). Pełny tekst jego artykułu na temat dra Loica Le Ribault znaleźć można pod adresem: http://www.commu-nicationagents.com/emma_holister/2004/11/24/loic_le_ribaults_re-sistance.htm.
Przełożył Jerzy Florczykowski

Oczyszczanie organizmu enzymami Bołotowa

 

oczyszczanie organizmu i leczenie raka według Huldy Clark

 

Katalog częstotliwości pasożytów wg Rife Clark i innych

 

Leczenie raka według Lebiediewa